poniedziałek, 22 maja 2017

Majówka nad dzikim stawem

     Podczas tego urlopu postanowiłem solidnie przygotować moje ulubione łowisko. Już pierwszego dnia pobytu w Polsce zjawiłem się nad stawem i zanęciłem wytypowane miejscówki. Starałem się regularnie karmić ryby kulkami i pelletem, średnio co dwa dni. Używałem łódki zdalnie sterowanej, co przyspieszyło nęcenie trzech różnych miejsc.


    Tego roku zmieniłem aromat kulek  na bananowy. Nie chciałem już trzeci sezon łowić na ten sam zapach. Na pierwszą zasiadkę wyruszyłem wspólnie z Kasią. Na łowisku byliśmy we wtorek popołudniu i mieliśmy zostać do czwartku. Rozłożyliśmy wspólnie biwak i wywieźliśmy wędki. Na każdy zestaw założyłem kulkę bananową, podpiętą połową pop-upa. Łowisko silnie zarasta i coraz ciężej o czysty kawałek dna. Do położenia zestawów używam aqua scope, który pozwala mi dostrzec czy przypadkiem haczyk nie zaczepił się o roślinność przy spuszczaniu go do dna. Świetny wynalazek, ale oczywiście przy mętnej wodzie nie będzie przydatny. U mnie sprawdza się rewelacyjnie widoczność do czterech metrów.


    Wieczorem przyjechali do nas Dawid z Magdą, rozpaliliśmy grilla i miło spędziliśmy wspólnie czas przy rozmowie. Gdy nastała już noc, goście wyjechali, a ja z Kasia położyliśmy się do łóżek. 
    Tuż przed piątą rano obudziło nas branie. Do namiotu dobiegał dźwięk hamulca kołowrotka i zerwałem się na równe nogi. Ryba bez przerwy wybierała plecionkę! Złapałem za kij i patrzyłem czy przepłynęła pas rosnących lilii wodnych. Udało się, ryba wyszła na otwartą wodę i byłem pewny, że mogę holować ją z brzegu. Wysoka skarpa, z której wędkuję, pozwoliła mi prowadzić rybę przy powierzchni tuż nad roślinnym dywanem. Przy brzegu karp oddał kilka silnych zrywów, ale Kasia pewnym ruchem podebrała grubaska. Zdobycz prezentowała się imponująco i wyglądała na ponad dziesięć kilogramów. Włożyłem rybę do worka i wywiozłem zestaw w szczęśliwe miejsce.
   Emocje tak mocno mnie rozbudziły, że postanowiłem nie kłaść się do łóżka. Zaparzyłem kawę i obserwowałem wodę. Przed południem przyszedł czas na ważenie i zdjęcia. Rozsunąłem worek i już wiedziałem czym zajadał się karp. Całe jego ciało było oklejone łupinami konopi z kulek proteinowych.


Waga wskazała 11.8 kilograma! Był to jak dotąd największy misiek złowiony na tej wodzie! Zobaczcie sami, był piękny...




    Reszta dnia minęła nam beztrosko, było pochmurnie, ale ciepło około 15 stopni. Przed wieczorem zmieniłem przynęty. Użyłem podwodnej lornetki by sprawdzić czy zanęta z poprzedniego dnia znikła. Wszystko było wyczyszczone, nie było żadnego śladu kulek na dnie. Dlatego też wsypałem trochę towaru na każdy zestaw.
    Ostatnia noc nie przyniosła specjalnych efektów. Nad ranem wyholowałem dorodnego, dwukilogramowego leszcza z tego samego miejsca, gdzie wziął karp poprzedniej nocy.


    Przed południem spakowaliśmy sprzęt i zakończyliśmy wędkowanie. Moje oczekiwania się spełniły i zmiana taktyki przyniosła zamierzony efekt. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze przechytrzyć któregoś mieszkańca tego stawu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz